Portret Lusi Żagałkowicz i stworzonego przez nią Serca Miasta opublikowaliśmy TUTAJ. Ale Serce Miasta to przede wszystkim ludzie, którzy razem z Lusią i wokół niej tworzą społeczność. Wspierającą, szanującą, działającą dla dobra wspólnego.
Serce Miasta to też miejsce. Wielofunkcyjne, otwarte, gdzie wszystkie szalone pomysły mogą być realizowane. To miejsce remontowane własnymi siłami, gdzie co chwilę pojawia się nowy sprzęt podarowany przez kogoś z przyjaciół czy sponsorów, gdzie między stosami ubrań, skrzynkami z marchewką, magazynem sprzętów domowych czy materiałów budowlanych krząta się mnóstwo zabieganych, ale uśmiechniętych osób.
Lusia oprowadza nas po Sercu Miasta, a my mamy jednocześnie szansę porozmawiania z tymi osobami.

Spacer po Sercu Miasta
Serce Miasta mieści się na trzech piętrach starej kamienicy w Warszawie przy ulicy 11 listopada 22.
Wchodzimy z podwórza, przed wejściem stoi szafka, w której zostawiane są posiłki dla osób w potrzebie, do wejścia pojedynczo podchodzą osoby w kryzysie i wydawana jest im odzież, środki czystości i obuwie.
Tu, na wydawkach, często spotkacie Mariusza. Mariusz jest z nami od stycznia tego roku. Żałujemy, że nie zobaczyliście go w pierwszych dniach pracy u nas. Przekonalibyście się jak bardzo ten człowiek się zmienił, jak zmieniło się jego podejście do osób w kryzysie. Jak zmieniło się jego nastawienie do życia i swojej własnej przyszłości. Jesteśmy z niego dumni ogromnie. Jest już stałą częścią Serca Miasta. Więc jak przyjeżdżacie zostawić u nas rzeczy, to nie bójcie się naszego Mariusza, to zupełnie inna osoba niż 8 miesięcy temu. Ja mu już totalnie ufam i wiem, że mogę go tu zostawić i sam na luzie by pokierował wydawką. Cieszę się, że mogliśmy mu pomóc. Chciałabym zawsze pomagać ludziom tak namacalne jak jemu.
Trafiłem tutaj w styczniu skierowany przez sąd, wykonuję prace społeczne, odpracowując godziny.
Tu jest bardzo miła, przyjazna atmosfera, bardzo dużo ludziom pomagają. Mają specjalistów, psychologów, kierują do lekarzy, do szpitali, pomagają wykupić lekarstwa, dają odzież i żywność. I mnie też bardzo dużo pomogli, bo podali mi rękę, załatwili mi pracę w Rejsie, gdzie jest też bardzo fajna atmosfera. A tutaj, naprawdę, jak ktoś ma problem to zapraszam.
Bardzo zmienił się mój pogląd na pomaganie. Na początku, jak tu przyszedłem to patrzyłem na Serce Miasta z przymrużeniem oka, a później, jak już zobaczyłem, jak tu wszyscy pomagają, jak podchodzą do ludzi, to zrozumiałem, że warto.
Na pierwszym piętrze jest "biuro"/"sala konferencyjna" - znaczy centrum wszechświata. Tu zawsze jest pełno ludzi i ciągły ruch.
Dalej są pokoje dla specjalistów zatrudnionych przez fundację. Są to ludzie z odpowiednią wiedzą, kwalifikacjami i doświadczeniem, często w podobnych inicjatywach.
Dzisiaj są tu dwie osoby - Dariusz pielęgniarz i Alex psycholożka.
Dariusz współtworzył klubokawiarnię Życie jest Fajne wspierającą dorosłe osoby z autyzmem. Tutaj, ze swoją wiedzą i doświadczeniem pomógł w stworzeniu modelu pracy dla osób w kryzysie bezdomności. Zajmuje się wsparciem liderów osób, które już dostały mieszkanie. Chodzi o utrzymanie ich w mieszkaniu - czasem nie radzą sobie z problemami zdrowotnymi, organizacyjnymi, psychicznymi. Naszym zadaniem jest wspomóc wtedy, gdy osoba się potknie, dać wsparcie psychologa, prawnika, pracownika socjalnego.
Zadaniem Alex jest rozmowa z osobami, które takiej rozmowy potrzebują. Także tymi, którzy, jak pan Krzysztof, dotknęli już swojego dna, granicy życia i śmierci. Rolą psychologa jest zmotywować, żeby o siebie zawalczyli. Rozmawiając z ludźmi zdajemy sobie sprawę, że oni tkwią w bezruchu nie uświadamiając sobie, że mogą mieć jakąś nadzieję. Proponujemy poszukanie rozwiązania ich problemu z prawnikiem, z pracownikiem socjalnym. Pojawia się jakieś światełko i to jest ten pierwszy krok.
Ruszamy niebawem z warsztatami motywującymi dla naszych podopiecznych, które mają im pokazać, że przecież każdy z nich ma zdolności, że każdy z nich prowadził zwykłe życie zawodowe, rodzinne i to może się znowu udać.
Serce Miasta jest miejscem magicznym. Z tak dobrymi ludźmi się nie spotkałem. Supremacja dobra. Światem rządzi zło, a tym światem rządzi dobro.
Jakiś czas temu byłem w tragicznym stanie, próba samobójcza, chciałem się zabić pożerając ogromną ilość prochów. Po trzech dniach odzyskałem przytomność i tu przyjechałem, kolega mnie przywlókł na siłę. Myślałem, że rozmowa z panią psycholog potrwa 15 minut i pójdę sobie na upragnione piwko. A panie perswadowały mi przez 2,5 godziny rozmowy, że jednak powinienem żyć. Zawiozły mnie na detoks, dały mi ubrania, dały mi jedzenie, wszystko co jest niezbędne w szpitalu. I dały mi największą rzecz. Nadzieję. I zmotywowały mnie.
Mam mnóstwo planów i podchodzę do tego z dziecięcym entuzjazmem. Marzeniem moim jest otworzenie małego antykwariatu, gdzie będzie ekspres do kawy, czajnik do herbaty, gdzie każdy klient, biedny czy bogaty, będzie mógł się napić kawy czy herbaty, porozmawiać o starociach, gdzie ja będę mógł malować swoje obrazy - jestem plastykiem, no i sprzedawać dla zarobku.
Wchodzimy po schodach na drugie piętro. Tutaj mamy pokój medyczny, z którego korzystają ratownicy medyczni z Ambulans z Serca karetka dla bezdomnych w razie potrzeby. Czasem też zmieniamy tu opatrunki naszym podopiecznym.
Jest też pokój, który chciałabym wyremontować i wynajmować. Zrobimy aneks kuchenny, połączymy z łazienką i będzie to jedyne komercyjne miejsce w Sercu Miasta. Goście płacąc za wynajem, będą wspierać naszą fundację.
A tu zrobiliśmy kuchnię, tu przechowujemy warzywa, które dostajemy z sieci sklepów FRAC - mamy już założoną klimatyzację, żeby to wszystko się nie psuło. Dostaliśmy niedawno dużą lodówkę, sprzęt do gotowania. To jest królestwo załogi Kanzeon Polska Sangha. Zobaczcie jak pięknie jest w naszej kuchni i jak cudowni są tu ludzie.
Nazywam się Dorota Drążczyk i przedstawiam moich przyjaciół, z którymi przygotowujemy posiłki dla osób w kryzysie bezdomności.
Dzisiaj są tu ludzie z dwóch Sangh buddyjskich. Oto dwie mniszki ze szkoły Zen Kwan Um, mieszkają w świątyni w Falenicy i wspomagają nas. Pozostałe osoby są z Kanzeon Polska Sangha (to linia szkoły buddyzmu społecznie zaangażowanego - stąd tu jesteśmy) i to jest część naszej pracy i potrzeby serca. Ale przed chwilą wyszły osoby niezwiązane z żadną praktyką duchową, a bardzo nam pomagające.
Połączyliśmy się w sposób naturalny z Sercem Miasta. Kuchnia wyposażona jest wspólnymi siłami, ale te pomieszczenia są wyremontowane i przygotowane do pracy przez Fundację Serce Miasta. Niesamowitą fundację.
Kiedyś, przed pandemią, rozdawaliśmy posiłki bezpośrednio, nalewaliśmy do misek i dawaliśmy do ręki. To było fajne, bo mieliśmy kontakt z tymi, którym pomagaliśmy. Przy okazji dużo z nimi rozmawialiśmy, zgłaszali do nas swoje potrzeby. Były ciekawe interakcje. To są wspaniali ludzie. Taki bezpośredni kontakt zmienia nasze pojęcie o osobach w kryzysie. To niekoniecznie jest tak, że są to osoby poza kontaktem, czy z tzw marginesu. To często są po prostu ludzie w potrzebie, bardzo kulturalni i chętni do rozmowy.
Ze względu na pandemię i obostrzenia higieniczne teraz możemy wydawać tylko zamknięte pojemniki, które zostawiamy w szafce przy wejściu.
Naszą ambicją i dążeniem jest, żeby zachęcać do współpracy wszystkich ludzi. Jak ktoś ma chęć włączenia się to na pewno znajdzie sposób, można po prostu wejść i się do nas dołączyć.
Kolejne pomieszczenie wynajęły od nas Chmury i Hydrozagadka, zrobili kuchnię i gotują dla swoich gości.
Dalej jest magazynek - tu trzymamy buty, spodnie, całą odzież dla osób w kryzysie. Cały korytarz też jest zastawiony regałami z ubraniami. Tu właśnie pracuje Magda, te posegregowane i poukładane na półkach rzeczy to jej zasługa.
Nazywam się Magdalena Gałązka, mieszkam tu niedaleko na Pradze. Mam zasądzoną karę - prace społeczne. Jestem tu już od siedmiu miesięcy. Pierwszy raz dostałam takę karę i myślałam, że będzie ostro, że jak się spóźnię czy nie przyjdę to mogą być kłopoty. Ale jest zupełnie inaczej. Czuję się tu bardzo dobrze, dziewczyny są super. Ja mam do dziewczyn zaufanie i one do mnie też, wiem co mam robić, a roboty jest dużo. Dziewczyny dobrze to organizują, są ogarnięte.
Ja oprócz tego pracuję i jak nie przychodziłam ze 2 tygodnie, bo jeszcze dzieciakami trzeba było się zająć, to dziewczyny powiedziały mi, że przecież mogę przyjść z córką (pięciolatką). One się nią zajęły, miała laptopa, cośtam sobie rysowała, nie było żadnego problemu. A ja pracowałam. Pierwszy raz się z takim czymś spotkałam.
Lusia jest fantastyczna, w ogóle dziewczyny są super. No, takie z życia wzięte. Z Lusią można porozmawiać na takie tematy, że ja nawet z moją mamą nie rozmawiałabym o tym, o czym z nią mogę pogadać. Wie co powiedzieć, jak doradzić, jest bardzo pomocna.
Chciałabym pracować tu dalej jako wolontariusz, bo fajnie tu jest. Jeszcze Lusi o tym nie mówiłam, że chcę zostać. A jakoś tak niedługo mi się kończy kara, nawet nie wiem kiedy. Dobrze tu jest, naprawdę jest tu bardzo dobrze. Wiem, że dwie osoby też miały karę i teraz są pracownikami na stałe.
Praga jest specyficzna i ludzie też, a tutaj wszystko się tak uspokaja. Luśka wnosi takie coś tutaj. A przecież podobno ona też jest z Pragi.
Ja jestem zachwycona Sercem Miasta.
Tu mamy pomieszczenie, do którego pod koniec sierpnia wejdzie Fundacja Orange. Chłopcy mają pomysł na stworzenie miejsca aktywizacji zawodowej. Zrobią warsztat, odmalują, zrobią miejsca na narzędzia, kupią te narzędzia. Chcielibyśmy uczyć osoby w kryzysie odnawiania mebli i w ogóle stolarki, żeby mogli coś wytwarzać. Mamy pana stolarza z ulicy, który już rok mieszka w mieszkaniu, jest zdrowy, przestał pić i chce uczyć ludzi robić w drewnie.
Tu jest taki magazynek na rzeczy, które są potrzebne, jak ktoś się wprowadza do mieszkania, tak na pierwszy rzut - szklanki, jakiś czajnik, pościel, ręczniki, odkurzacz itd.
Dalej składzik materiałów do remontów, płytki ceramiczne, umywalki, kaloryfery.
A w tym pomieszczeniu jest pralka i suszarka - dostaliśmy kilka dni temu od Electroluxu. Będziemy prać rzeczy do mieszkań, a raz w tygodniu udostępnimy osobom w kryzysie, żeby mogli sobie coś uprać. Takiego miejsca w Warszawie nie ma. Już w tym tygodniu sprzęt powinien być podłączony przez zaprzyjaźnionych hydraulików.
Na trzecim piętrze mamy sporą salę ze skosami, w której planujemy terapię grupową.
A tu mają być mieszkanka interwencyjne, o których wam mówiłam. Każde z łazieneczką i aneksem kuchennym. Malutkie, ale przytulne, ze skosami, z fajnymi tapetami. Tu jest też pokoik, który jest prezentem dla mnie, żebym mogła odsapnąć. Jeszcze mi się to nie udało. I jest jeszcze łazienka i miejsce, gdzie w ramach odstresowania wylewam żywicę i robię biżuterię. Z tego też jest jakiś grosz dla Serca.
Wszystko to jest jeszcze w stanie remontu, ale jak na tych parę miesięcy, które tu jesteśmy to, uważam, że jest nieźle.
A to jest Nela Piądłowska, człowiek, który w kwestii wolności nie idzie na żaden kompromis. Już z jej wyglądu możemy wywnioskować, że łamie wszelkie schematy i nie daje się sklasyfikować. Wojowniczka o ogromnym sercu. Cudowna przyjaciółka.
Początki w Sercu
Lusię kojarzyłam z tematów okołomuzycznych. Nasi partnerzy grają podobną muzykę, nasze drogi się przecinały, wiedziałam co Luśka tutaj na podwórku robi, że jest Serce Miasta. Czasem oddawałam tu jakieś ubrania. A potem przyszedł lockdown i z jednej strony miałam dużo wolnego czasu, bo pracowałam całe życie w gastronomii, więc byliśmy zamknięci, a z drugiej strony zdałam sobie sprawę w jak ciężkiej, jeszcze cięższej sytuacji niż zazwyczaj, znalazły się osoby żyjące na ulicy, w przestrzeni publicznej, bo ta przestrzeń publiczna też była zamykana. Te wszystkie miejsca, jak galerie handlowe, gdzie te osoby mogły przebywać, zostały zamknięte. Dodatkowo zima w tym roku była ostra, a miejsc w ogrzewalniach było mniej przez pandemię i ograniczenia ilości przebywających tam osób, większość instytucji pomocowych nie działało. Ludzi na ulicach mnóstwo, a nie mieli gdzie się podziać.
Pojawiłam się na jednej wydawce, gdzie przyszło ponad dwieście osób. Wyszłam zapłakana tak, że ja nie wiedziałam, że jestem zdolna do tak silnych emocji. Tydzień później przyszłam na kolejną, potem kolejną i chyba po dziesiątej już nie płakałam. Przychodziłam tu coraz częściej, coraz dłużej i tak zostałam.
Zarażanie energią
To było dla mnie coś niesamowitego, ile trzeba mieć w sobie siły, energii, samozaparcia, żeby w momencie, kiedy wszyscy się przed pandemią zamykali w domach, wyjść z pomocą do ludzi najbardziej wykluczonych.
Energia Luśki po prostu zarażała. Trochę na zasadzie kamienia rzuconego w wodę. Te kręgi się rozchodzą coraz dalej i dalej. Moi znajomi pytają, co mogą przynieść, co jest najbardziej potrzebne i dostajemy np. dwadzieścia mydeł od osoby, po której nigdy bym się nie spodziewała życzliwego spojrzenia na osoby w kryzysie.
To jest tak, że jak mamy w swoim otoczeniu osobę, która nam pokaże, że na pewne rzeczy trzeba spojrzeć inaczej, to tak jakbyśmy, mając dużą wadę wzroku, nagle dostali okulary. Luśka pokazała mi też sytuację kobiet na ulicy. Nigdy wcześniej nie pomyślałam, że bezdomność kobieca jest inna niż bezdomność mężczyzn. Im dłużej przebywa się z osobami świadomymi tym bardziej my się stajemy świadomi. To zaraża.
Praca - terapia
Jestem zatrudniona w Fundacji, ale mam też pracę poza Fundacją. Tyle, że na początku praca w Sercu Miasta była wolontariatem, później wchodziło to coraz mocniej w moje życie i teraz wydaje mi się, że tamta praca jest jakby poboczna, a ta jest najważniejsza.
Praca w Sercu Miasta jest też dla mnie terapią. Przy fali pandemii, gdy zostałam bez zatrudnienia, było trudno. I to nie chodziło o brak funduszy na życie, bo zawsze mam bliskich, którzy by pomogli. Ale bardziej o niemożność znalezienia sobie miejsca, zajęcia. Jestem człowiekiem, który lubi dużo robić, dużo działać, a tutaj nagle nie było pola do popisu. Miałam w końcu wolne, ale rzeczy, na które normalnie bym poświęciła czas były nieosiągalne. To mnie strasznie przygnębiało i o dziwo przebywanie tutaj i borykanie się z problemami Serca Miasta trochę mi pomogło. Zdałam sobie sprawę, że jestem w bardzo komfortowej sytuacji i te wszystkie problemy, które mi się wydawały niebotyczne i nie do przeskoczenia, to taki pyłek. Nigdy nie byłam w sytuacji, w której czułabym się postawiona pod ścianą. Kiedyś uważałam, że mam w życiu ciężko, trudno i pod górkę, a okazało się, że miałam bardzo dobry start w życiu, jestem szczęściarzem. Milionerką raczej w życiu nie zostanę, ale to, jakich ludzi mam wokół jest najważniejsze. Teraz myślę, że najgorsze co spotyka ludzi na ulicy to to, że są sami, pozostawieni sami sobie.
Nie można powiedzieć, że jest to komfortowa praca. Czasami psychika się pali, głowa pęka, bo nie da się pomóc, nie mamy możliwości. Nie da się też pomóc każdemu - trzeba się pozbyć "kompleksu zbawcy", bo nie można pomóc na siłę. Ale mam świadomość, że robię coś ważnego.
Chaos - porządek
Nie ma tu jakiejś sztywnej organizacji, to chyba chaos jest porządkiem. Trochę pracujemy w jakimś amoku, ale to wszystko działa, bo są tu ludzie, którzy chcą to robić, mają poczucie misji, wiedzą, że coś jest do zrobienia i musi być zrobione. Jak jest chęć i potrzeba działania, to okazuje się, że to się sprawdza.
Luśka wciągnęła to na swoich plecach na sam szczyt i teraz Serce Miasta jest jak kula śnieżna, która pędzi i zbiera coraz więcej ze sobą. Ogromne znaczenie ma osobowość Luśki - bardziej jest jak kula armatnia - nie ma w niej przesadnego uduchowienia, z poczuciem misji. Ona potrafi krzyknąć, tupnąć, powiedzieć, że tak nie będzie i jest w tym autentyczna. Wszystko co robi robi na 100%, jest bardzo emocjonalna i to jest jej siła napędowa.
Praca marzeń
Zawsze uważałam, że żeby praca była idealna to muszą być spełnione trzy elementy:
- musisz wiedzieć, że robisz coś ważnego,
- w gronie ludzi, których szanujesz, lubisz, poważasz i którzy wnoszą do naszego życia jakąś dobrą energię,
- no i praca nie może być nudna.
Wszystkie te warunki są w Sercu Miasta spełnione. Praca jest wielozadaniowa, czasami trzeba gdzieś biec, jednego dnia maluję ściany, drugiego ubieram ludzi, czasem obieram warzywa i to jest świetne. Nie ma czasu na nudę.
Dobrzy ludzie
W każdym człowieku jest dobroć i da się z niego tę dobroć wyciągnąć. Obserwuję ludzi, którzy potrafili przegonić osobę w kryzysie bezdomności z kawiarni, odezwać się niegrzecznie, szydzić, a teraz przynoszą rzeczy, postawią obiad, interesują się, zauważają. Wystarczy zmienić sposób patrzenia na ludzi z tzw. marginesu. Łatwo jest wrzucić ich do jednego worka, zamknąć oczy, ominąć szerokim łukiem. A czasami są to takie historie i tacy ciekawi, wartościowi ludzie. Zdarzają się osoby z wykształceniem, które bije na głowę wykształcenie moich znajomych, z ogromną wiedzą. Był pan mówiący w sześciu językach, ostatnio przyszedł Amerykanin mówiący z pięknym akcentem i oni z jakiegoś powodu wylądowali na ulicy. Są ludzie z Białorusi czy Ukrainy, którzy stamtąd uciekli, mają wykształcenie medyczne i są tutaj na ulicy, bo mają problem z dokumentami. Jest młodzież, którą rodzice wyrzucili z domu, bo nie akceptują ich orientacji seksualnej. To inteligentne dzieciaki, którym ktoś podstawił nogę i znalazły się na ulicy. Gdy osiemnastolatek nie skończy szkoły, nie pójdzie na studia, nie będzie miał szansy na znalezienie dobrze płatnej pracy, problemy zaczną narastać. A wystarczyłoby na samym początku wyciągnąć do niego rękę i taka osoba mogłaby poziomem przebić nas wszystkich i stać się elitą intelektualną w tym kraju. Tylko ktoś im tę szansę odbiera.
Ja sobie naprawdę z tego nie zdawałam sprawy. Myślałam, że to osoby z problemem z alkoholem, albo "nieroby", którym nie chciało się iść do pracy, nie płacili za mieszkanie i wylądowali na ulicy. Guzik prawda! To jest tak szeroki przekrój społeczeństwa, jeśli chodzi o wykształcenie, pochodzenie, historię życiową, że aż trudno uwierzyć.Tylko coś poszło nie tak. A my ich traktujemy jak jedną szarą masę.
Po stronie pomagających też jest różnorodność. Mamy buddystów, żarliwe katoliczki, ateistów, mamy osoby, które zawodowo związane są od lat z pomocą społeczną i takie, które nagle gdzieś zobaczyły działalność Luśki i chcą pomóc. Mamy panów, którzy odrabiali godziny prac społecznych i zostają z nami, bo chcą dalej pomagać i to jest niesamowite. Przychodzą tu licząc, że odbębnią sobie godziny, a nagle z każdym dniem są coraz bardziej zaangażowani, zaczynają się przejmować, przyjmują rolę gospodarza i opiekuna. Zdają sobie sprawę, że mają dokąd pójść, mają dach nad głową, gdzie zjeść, a realnym problemem staje się dla nich znalezienie skarpet dla pana, który marznie. Zmiany w postrzeganiu przez nich drugiego człowieka są nieodwracalne, to będzie w nich siedziało.
Czy da się "naprawić" polskie społeczeństwo? Ja już wyleczyłam się z takiej młodzieńczej chęci zmieniania całego świata. Zmiany trzeba zaczynać od swojego małego podwórka, bo jest większa szansa, że ona wyjdzie stąd niż z budynku Sejmu, Senatu czy innych instytucji publicznych.
Serce tętni
Serce Miasta tętni życiem. Nazwa Serce Miasta doskonale oddaje rolę jaką pełnimy. Dobrze, że w tej nazwie nie ma nic o kryzysie bezdomności, bo przychodzą do nas różni ludzie. Z więzienia - bo chcą wyjść na prostą, trafiają do nas matki z dziećmi, młodzież wyrzucona z domu, emeryci. Nikt ich nie pyta skąd przyszli, nie kontroluje, mamy do nich zaufanie, bo im bardziej się kogoś kontroluje tym bardziej on będzie się starał oszukać, wyrwać się z spod kontroli. Jak się go obdarza zaufaniem, to on to odwzajemnia i bierze odpowiedzialność za to co robi.
Luśka zbudowała tu wielką rodzinę, trochę patologiczną, ale piękną, mocno patchworkową, darzącą się szacunkiem, zaufaniem i miłością. Luśka jest czarownicą, a tu się dzieje magia. Nie znam takiej drugiej osoby jak ona.
Zdjęcia pochodzą ze strony Serca Miasta na Facebooku
Jeśli chcesz wesprzeć finansowo Serce Miasta - wpłać przez Patronite lub na konto 51 1140 2004 0000 3202 8080 1834 (Serce Miasta, ul. 11 Listopada 22 03-436)
Jeśli chcesz pomóc, przynieść rzeczy to szukaj informacji na stronie Serca Miasta
Chodząc po kamienicy Serca Miasta i rozmawiając z uwijającymi się w niej ludźmi pytaliśmy, dlaczego ten projekt tak doskonale działa?
Lusia: Dlaczego to tak dobrze działa? Nie mam pojęcia! To samo się dzieje … Myślę, że kluczem jest tolerancja, wzajemny szacunek, uprzejmość, dobre słowo. Chyba tak to działa.
Mariusz: Tu jest bardzo miła, przyjazna atmosfera, bardzo dużo ludziom pomagają I mnie też bardzo dużo pomogli, bo podali mi rękę, załatwili mi pracę.
Krzysztof: Serce Miasta jest miejscem magicznym. Z tak dobrymi ludźmi się nie spotkałem. Supremacja dobra. Światem rządzi zło, a tym światem rządzi dobro.
Magda: Czuję się tu bardzo dobrze. Ja mam do dziewczyn zaufanie i one do mnie też.
Nela: Nie ma tu jakiejś sztywnej organizacji, to chyba chaos jest porządkiem. Trochę pracujemy w jakimś amoku, ale to wszystko działa, bo są tu ludzie, którzy chcą to robić, mają poczucie misji, wiedzą, że coś jest do zrobienia i musi być zrobione. Zmiany trzeba zaczynać od swojego małego podwórka, bo jest większa szansa, że ona wyjdzie stąd niż z budynku Sejmu, Senatu czy innych instytucji publicznych.
Skomentuj: